czerwca 21, 2021
Wakacje w Rethymnon, czyli jak podniosłam poprzeczkę dla przyszłych urlopowych destynacji
Po pierwszym udanym, choć dość przeciętnym pod kątem atrakcyjności miejsca, pobycie na Krecie w 2014 roku, przyszedł czas na ponowne odwiedziny. Tym razem wybór padł na urokliwe miasteczko, leżące na zachód od stolicy wyspy, Heraklionu, i na wschód od Chanii, w której mieliśmy lądować. W Rethymnonie spędziliśmy z mężem w 2019 roku 7 pełnych dni i w momencie wyjazdu do Polski wiedzieliśmy, że już stał się dla nas punktem odniesienia dla przyszłych wyborów wakacyjnych.
W poszukiwaniu równowagi
Nie ukrywam, że cały proces poszukiwania destynacji urlopowych opanowałam już do perfekcji. Chociaż wycieczki do tej pory zawsze kupowaliśmy za pośrednictwem biura podróży, dawno już zrezygnowaliśmy z ich doradztwa w kwestii doboru miejsca docelowego. Opracowaliśmy swoją checklistę tzw. weryfikatorów, dzięki którym jesteśmy w stanie mniej lub bardziej ocenić, czy potencjalny wybór będzie trafiony. Czy zatem Rethymnon był dla nas zaskoczeniem? I tak i nie. Z jednej strony, wcześniejsze zapoznanie się ze zdjęciami i filmami w internecie przygotowało nas na wysoki stopień estetyki, szeroki wybór restauracji i kafejek, średnią cen czy wachlarz zabytkowy, z drugiej jednak – żółty ludzik na mapie nie wszędzie ma dostęp, istnieje również pewna subiektywność przy utrwalaniu wspomnień za pomocą aparatu czy kamery przez inne osoby, przez co wiele miejsc zasługujących na uwagę jest po prostu pomijanych – w końcu każdy szuka na wakacjach czegoś innego i każdego też zachwyca co innego. Nie da się także przewidzieć atmosfery miejsca, poczucia bezpieczeństwa po zmroku czy nastawienia miejscowych. Rethymnon, na szczęście, nie zawiódł na żadnym z tych pól.
Dużym atutem tego miasta jest równowaga. Nie jest to miejsce typowo imprezowe, ale klubów i barów nie brakuje. Nie jest także miejscem zbyt uśpionym w swojej przeszłości, choć może pochwalić się wieloma historycznymi odciskami na mapie, przepiękną starówką i portem w weneckim stylu. Nie jest miejscem niedostępnym dla osób z nieco skromniejszym portfelem, a dla osób, które nastawiają się na zwiedzanie wyspy ułatwia planowanie dzięki bliskiej odległości do Chanii (ok. 40 minut samochodem), Preveli (ok. 1h samochodem) czy słynnej różowej plaży Elafonisi (2h samochodem). Przebłyski nowoczesności przeplatają się tutaj z tradycją, a to wszystko sprawia, że odnajdzie się tutaj każdy: nastolatki, rodziny z małymi dziećmi, pary, osoby w wieku naszych rodziców, a nawet dziadków.
Technikalia, czyli background hotelowy
Zanim zaproszę Was na spacer po ulicach Rethymnonu, podam kilka informacji praktycznych odnośnie zakwaterowania. Nasz pobyt realizowaliśmy dzięki Itace w hotelu Atrium Ambiance, który zlokalizowany jest w części zachodniej miasta – tej bardziej plażowej. Od plaży dzieliło nas 5 minut, od części zabytkowej (port, starówka) zaś około 20.
Przy wyborze oferty zwróćcie uwagę, czy hotel nie znajduje się w Platanias, które często określane jest jako strefa turystyczna Rethymnonu – stamtąd spacer do zabytkowej części miasta zajmie Wam już ponad godzinę. |
Atrium Ambiance to w kategorii lokalnej obiekt czterogwiazdkowy i faktycznie standard był bardzo zadowalający. Po przyjeździe, podczas zakwaterowania, poczęstowano nas zimnym sokiem i mokrym ręcznikiem (uwierzcie, to było zbawienie!), dostaliśmy też vouchery na 45-minutowy masaż pleców w sąsiadującym spa. To był dość niecodzienny gest, bardzo miły, tym bardziej, że oferta nie była all inclusive. Hotel był czysty, obsługa bezproblemowa i przyjazna, jedzenie również całkiem w porządku. Oferta śniadaniowa obfitowała w produkty lokalne, na obiadokolacje zdarzały się też owoce morza. Z minusów, które mogłabym wymienić, to brak widoku na morze (ze względu na usytuowanie) i standard łazienki (nie był zły, ale mocno odstawał od całościowego obrazu hotelu).
Podczas pobytu zaliczyliśmy także nocleg w Leonidas Hotel & Apartments. Wykupiliśmy tam jedną dobę ze względu na nocny wylot do Polski, a zakwaterowanie w Atrium kończyło nam się o godzinie 12. Okazało się, że niepozorny hotelik w głębi podwórka, który świeci tylko dwoma gwiazdkami, zaskoczył nas niezwykle pozytywnie pod każdym kątem (obsługa była przemiła i nawet zamówiła za nas taksówkę na lotnisko). Tutaj zaskoczę Was pewnie także stwierdzeniem, że pokój (a łazienka w szczególności) prezentował się i był wyposażony lepiej niż w Atrium.
Strefa plażowa i promenada
Przez strefą plażową mam na myśli całą tę zachodnią część miasta, w której znajduje się plaża z leżakami i granicząca z nią promenada ze sklepami i restauracjami. Plaże w Rethymnonie są rozległe i piaszczyste (bardziej kamieniste robią się tuż przy brzegu) i charakteryzują się łagodnym zejściem do morza. Jak to w kurortach bywa, podzielone są na swoje części – jedne należą do restauracji, inne do hoteli. Standardowo także płatne są leżaki i parasole (ok. 7 euro za dzień). Plaża swój początek ma przy porcie, kończy się zaś dopiero w miejscowości Piaganos Kampos, jeśli więc macie ochotę na dłuuugi spacer, na przeszkodzie stoi tylko kondycja i czas. Po drodze napotkacie pewnie huśtawki i kosze, w których możecie odpocząć, wsłuchać się w szum morza lub po prostu zrobić sobie zdjęcie. Nie spotkacie jednak wielu plażowych barów – z jednej strony, trochę szkoda, z drugiej, port i starówka nadrabiają zaległości.
Lista miejsc, o których warto pamiętać w tej części miasta:
- Fresh Corner – supermarket i śniadaniownia w jednym; dostaniecie u nich m.in. owocowe sałatki, kanapki i świeżo wyciskane soki, które możecie zamówić także z plaży
- Agrilia Restaurant – korzystaliśmy czasem z opcji na wynos podczas plażowania albo balkoningu, delektując się obiadem w postaci przepysznego gyrosa w picie
- The Olive Garden – sklep z praktycznymi pamiątkami: organicznymi kosmetykami, lokalnymi nalewkami (tak, można ich też tam skosztować) i dobrej jakości oliwą; przemiłe panie, które chętnie tłumaczą, czym różnią się oznaczenia na opakowaniach, które nadają się do smażenia, a które tylko do sałatek na zimno
- Petrino – dobre jedzenie i duże porcje za bardzo przeciętne ceny; polecam stolik na tarasie
Wenecja po grecku, czyli port w Rethymnonie
Od Petrino do słynnego weneckiego portu mamy już teraz około 10 minut spacerem. Po prawej stronie widać już żaglowce, po lewej zaczyna pojawiać się więcej klubów i barów. Niektóre z nich mają bardzo zachęcające ogródki w stylu tropikalnym i boho. Szczególnej uwadze polecam Store 311, w którym skusiliśmy się na orzeźwiającą shishę o smaku mohito.
W większości knajpek panuje ciekawy zwyczaj serwowania wody przed złożeniem zamówienia, za którą nie musicie płacić nawet jeśli w menu nie znajdziecie nic interesującego i opuścicie lokal.
Pierwszym punktem, który przykuwa uwagę po dotarciu do tej właściwej strefy portowej jest 9-metrowa latarnia morska, którą w latach trzydziestych XIX wieku wybudowali Egipcjanie.
Sam port z kolei jest pozostałością po Wenecjanach. Tak naprawdę, ze względu na swoją głębokość, pełni on swoją rolę jedynie dla kutrów rybackich, małych łodzi i jachtów. Potencjał tego miejsca wykorzystała za to w pełni branża gastronomiczna – linię brzegową wypełniają klimatyczne restauracje i kawiarnie. W porcie kolację jedliśmy tylko raz – jedzenie w wybranej przez nas restauracji nie zasługiwało na szczególne polecenie, za to klimat podczas uczty był niezwykle romantyczny dzięki rozpościerającym się widokom z balkonu, na którym mieliśmy stolik.
Cały port jest jednym z najbardziej malowniczych zakątków Rethymnonu i jest absolutnym numerem jeden na liście miejsc, które trzeba tu zobaczyć.
Ciekawostką jest to, że Rethymnon, a w szczególności jego część portowa określana jest jako mniejszy odpowiednik Chanii. Przykładowo, znajdziecie w niej wręcz identyczną latarnię morską, z taką różnicą, że nie mierzy 9, a 21 metrów. |
Przechodząc na tyły portu, można dojść do wzniesionego na wzgórzu zamku Fortezza. Jest to podobno największa wenecka twierdza na Krecie wybudowana w celu obrony przed atakami Osmanów, ostatecznie jednak bardzo szybko przeszła w ich posiadanie. Dzisiaj pełni rolę muzeum i punkt widokowego, z którego podziwiać można miasto.
Z okolic portu i Fortezzy łatwo już dotrzeć do starówki.
Starówka, czyli kwintesencja piękna Rethymnonu
Aby poczuć klimat starówki, wystarczy zwiedzić już kilka pierwszych alejek – na każdym kroku bowiem czają się atrakcje i okazje do pięknych zdjęć: sklepiki z kolorowymi pamiątkami, ogródki restauracyjne, ciekawe pod kątem architektonicznym budyneczki, drzewka cytrynowe i wąskie uliczki od góry do dołu wypełnione kwiatami. Znalezienie ich wszystkich (lub przynajmniej większości) wymaga już jednak kilku lub nawet kilkunastu spacerów – gwarantuję, że za każdym razem odkryjecie coś innego.
Na listę must-see na pewno warto zapisać:
- fontannę Rimondi
- Plac Mikrasiaton z meczetem Neratze
- piekarnię Bakery since 1958
- Handmade Traditional Philo Workshop
...na które trafiliśmy zupełnie przypadkiem. W tym miejscu można podejrzeć, jak robiona jest baklawa, poznać (ponad 50-letnią już!) historię miejsca z archiwów porozwieszanych na ścianach, a także kupić zestaw świeżutkich smakołyków w różnych smakach
W dodatku na przeciwko lokalu jest idealny spot na zdjęcia!
Podczas spaceru napotkać można też na liczne kościółki i katedry.
Restauracje na starówce Rethymnonu, w których warto zjeść
Jeśli chodzi o restauracje, wybór jest bardzo duży. Ze względu na długość pobytu, nie zdążyliśmy odwiedzić wszystkich, które chcieliśmy, ale poniżej kilka sprawdzonych propozycji:
Wychodząc ze starówki, warto przekroczyć jej granicę przez symboliczną Porta Guora (lub też Megali Porta), czyli wenecką bramę, która jako jedyna pozostała z pierwotnej fortyfikacji murów miasta.
Spacer po Rethymnonie warto zakończyć w parku miejskim. W odróżnieniu od starówki i portu, fajerwerków tutaj nie ma, ale zawsze przyjemnie jest się przejść między zielonymi alejkami i ochłodzić się w cieniu (chociaż ze słonecznej opresji skutecznie ratują także zakamarki starówki). Co roku w lipcu organizowany jest tutaj Cretan Diet Festival, podczas którego m.in. organizowane są warsztaty kulinarne i wystawiane na sprzedaż lokalne kreteńskie produkty.
Podsumowując...
Rethymnon jest najpiękniejszym miasteczkiem, jakie do tej pory udało nam się odwiedzić. Po wakacjach w Puerto de Mogan, które nazywane jest Wenecją Wysp Kanaryjskich, nieustannie szukaliśmy czegoś, co w podobnym stopniu zapokoi nasze estetyczne oczekiwania. Rethymnon zdecydowanie je przewyższył, stawiając poprzeczkę dla przyszłych destynacji naprawdę bardzo wysoko. Szukaliśmy miejsca, w którym można spokojnie plażować, ale i w którym nie zabraknie miejsc do zwiedzenia i podziwiania podczas spacerów. W ciągu 7 pełnych dni zobaczyliśmy na tyle dużo, by w rankingu postawić to miasto na pierwszym miejscu, ale i jednocześnie zbyt mało, by nie zdecydować się kiedyś na powrót. Mam nadzieję, że zdjęcia choć trochę przybliżą Wam klimat Rethymnonu, a polecane przeze mnie miejsca i na Waszych listach znajdą swoje pozycje!
Brak komentarzy